REKLAMA

BIESZCZADY: Na połoninie cierpią owce? Dyrekcja parku zleciła kontrolę

– Nie mam nic przeciwko wypasowi owiec na połoninie, ale nie można w ramach eksperymentu biologicznego skazywać owiec na cierpienie! To jest znęcanie się nad zwierzętami! – denerwuje się Andrzej Lenart, przewodnik turystyczny i mieszkaniec Bieszczad. – Nie krzywdzimy owiec – zaprzecza – dr inż. Stanisław Kucharzyk, z-ca dyr. Bieszczadzkiego Parku Narodowego.

Dorota Mękarska

Nasz rozmówca był w zeszłą niedzielę na Połoninie Wetlińskiej.

– Widziałem na własne oczy jaki jest stan rzeczy – relacjonuje Andrzej Lenart. – Owce leżały w traworoślach, może z 10 sztuk i 2-3 kozy Było z 30 st. C. Stok połoniny, na którym są zwierzęta, jest południowy i mocno nasłoneczniony. Owce nie mogą się schować przed palącym słońcem ani napić świeżej wody, bo bacówkę zbudowano powyżej źródeł wody. Nieopodal stało korytko, nie widziałem co w nim jest, ale przy takiej temperaturze woda w korytku momentalnie robi się gorąca.

Przewodnik swoje zastrzeżenia przekazał leśniczemu BdPN.

– Nawet laik wie, że przy takich temperaturach owce powinny być w cieniu. Ja nie jestem hodowcą, ale w młodości pasałem owce. Ten widok mną wstrząsnął. To jest karygodne! – Andrzej Lenart nie może pogodzić się z widzianym obrazem. – Tam owce mogłyby się paść, gdyby ze trzy lata pod rząd to pastwisko było koszone. Niewypasana od lat połonina pokryta jest natomiast krzakami borowiny oraz wyschniętymi traworoślami, które już wysychają.

Eksperyment z owcami

Skąd na Połoninie Wetlińskiej wzięły się owce?

– Na obszarze parku prowadzony jest wypas w trzech miejscach, na terenach niżej położonych – przypomina dr inż. Stanisław Kucharzyk. – Od kilkudziesięciu lat na połoninach nie prowadzi się wypasu, co wpływa na to, że połoniny zmieniają się. Dolne partie zaczęły zarastać. Dlatego płd–wsch krańce Połoniny Wetlińskiej zostały wytypowanie do działań eksperymentalnych. Prowadzi się na nich koszenie i wypas. Takie zabiegi podjęliśmy w 2011 roku, kiedy wykosiliśmy 1 ha połoniny. Zabieg był powtórzony w 2014 roku. Teraz przystąpiliśmy do organizacji wypasu. Owce pojawiły się na połoninie 1 sierpnia i będą wypasane do końca miesiąca.

Co prawda BdPN starał się zorganizować wypas na szerszą skalę i na większej powierzchni, ale z powodu braku funduszy na ten cel obszar wypasu ograniczono do 8 ha. Stado też jest dużo mniejsze niż zakładano, gdyż liczy 29 sztuk.
– To nie są nasze owce – zaznacza Stanisław Kucharzyk. – My udostępniliśmy tylko grunt na drodze przetargu, natomiast owce należą do hodowcy z Wetliny.

To nie jest bacówka, to bar na połoninie

Na potrzeby tego projektu powstała bacówka, która de facto nie jest bacówką z prawdziwego zdarzenia, gdyż nie przerabia się w niej owczego mleka, ponieważ owce nie są dojne. Bacówka pełni rolę sklepiku, w którym można kupić drobne artykuły i pamiątki.

To nie podoba się Andrzejowi Lenartowi, który uważa, że owce są tylko na pokaz dla turystów.

„Bacówka” bez dymu, ognia, wyrobu serów, oscypek, jest jak bar na połoninie – zauważa.

– Wypas nie jest działalności rentowną, dlatego zezwoliliśmy na handel w tym miejscu, ale dzięki temu połonina jest wypasana. To nie jest prawdziwy tradycyjny wypas, ale namiastka – zgadza się z-ca dyrektora BdPN. – W tych warunkach na tej wysokości zorganizowanie prawdziwego wypasu byłoby kosztowne. Będziemy obserwować, czy wpływ wypasu będzie pozytywny. Jeśli tak się stanie to będziemy ten eksperyment kontynuować, jeśli nie wpłynie to pozytywnie na stan różnorodności biologicznej na połoninie, to zrezygnujemy z wypasu.

Stado jest stale pod opieką

Stanisław Kucharzyk zaprzecza, by owcom działa się krzywda. Jak zaznacza stado jest stale po opieką ludzi, chociażby ze względu na wilki.

– To właściciel zwierząt jest odpowiedzialny za ich dobrostan – podkreśla.

Właściciel stada nie chce wypowiadać się w mediach, ale zapewnia, że na bieżąco kontroluje sytuację, owce są objęte całodobowym nadzorem, mają dostęp do wody w poidłach, oraz dostęp do cienia. Ogrodzenie pastuchem elektrycznym we wtorek przesunięto na nowy obszar połoniny. Jest to kwaterowy wypas, w którym wypasa się po kolei poszczególne części pastwiska.

Nie mniej jednak BdPN ze względu na sygnał pracownika przeprowadził w zeszłym tygodniu kontrolę na połoninie.

– Pastwisko nie jest dobrej jakości, ale przylega do lasu, gdzie owce mają cień. Wodę mają dostarczaną – informuje – z-ca dyrektora. – Gdyby od 1 sierpnia owce nie były pojone to już do tej pory by padły, a nic złego się nie dzieje. Jeśli ktoś ma zastrzeżenia to powinien to zgłosić odpowiednim służbom. Jeśli nie zgłasza, a zamiast tego pisze w Internecie – to jest to niepoważne.

Andrzej Lenart zgłosił zastrzeżenia leśniczemu. Napisał jednak do jednego z towarzystw ochrony zwierząt, ale srodze zawiódł się na jego reakcji. Nie podjęło ono tematu.

Ledwo je widać w borówczyskach

Los owiec z połoniny zainteresował bieszczadników. Znana przewodniczka Lucyna Pściuk odniosła się do tego publicznie na jednym z portali.

– Ponoć dzieje się im krzywda, Koledzy postanowili to sprawdzić. I co okazało się? Działają bacówki, toaleta, w bacówce można kupić jakieś pamiątki, pogadać, zdobyć informację. Owieczki pasą się na połoninach, ledwo je widać w borówczyskach. Mają jedzenie, mają picie, mają schronienie, nic złego im nie dzieje się – napisała.

Potwierdza to Mirosław Piela, radny z Lutowisk, który wybrał się na połoninę, by na własne oczy przekonać się, co dzieje się z owcami.

– Gdyby owcom działa się krzywda, pierwszy bym na to zareagował, ponieważ uznałbym to za znęcanie się nad zwierzętami – twierdzi radny. – Ale nic takiego nie ma miejsca. Nie jestem co prawda hodowcą, ale po zwierzętach nie widać było oznak apatii. Nie powłóczyły nogami, ale wyjadały trawę w borówczyskach.

Ciężko jest natomiast uzyskać w Bieszczadach opinię hodowcy, który bezstronnie oceniłby pastwisko oraz eksperyment z owcami, gdyż rzutują na to własne doświadczenia i interesy.

Jacek Skórka też wypasa zwierzęta na parkowym terenie, choć są to w tym roku krowy, a nie owce, ale doświadczenie z hodowlą owiec posiada.

– Gdyby tam było z 60-80 owiec to ta łąka takiego stada by nie wyżywiła, bo to jest kiepskie pastwisko, ale tam na 8 ha jest około 25 sztuk – mówi pan Jacek. – W razie konieczności właściciel zawsze może się zwrócić do parku, by udostępnił jeszcze kawałek gruntu. Problemem jest woda i nasłonecznienie, ale kwatera przytulona jest do lasu, gdzie owce chowają się przed upałem. Kłopot z wodą jest rozwiązany, bo właściciel ją dostarcza. Od czegoś park musi zacząć. Jak będzie przez 2-3 lata wypasał i kosił to pastwisko to ta łąka odbije. Moim zdaniem wypas powinien wrócić na połoniny, bo jest to kulturowo i historycznie uwarunkowane.

Dwie strony medalu

– To nie chodzi o owce, chodzi o to by czepić się Bieszczadzkiego Parku Narodowego. Jeśli owce nie wypalą, to znajdzie się inny kij – twierdzi Lucyna Pściuk.

Podobnego zdania jest Mirosław Piela.

– Owce są którymś z kolei punktem zapalnym – uważa i dodaje. – W dzisiejszym świecie social mediów każda informacja puszczona w przestrzeń publiczną rozchodzi się bardzo szybko, tym bardziej, że tu wszyscy się znają. Dlatego nie można zapędzić się w krytyce.

Nie jest tajemnicą, że BdPN jest na cenzurowanym w niektórych bieszczadzkich środowiskach. Wszystko zaczęło się, gdy zapadła decyzja o przebudowie schroniska Chatka Puchatka. To podzieliło mocno lokalną społeczność.

– Nie ukrywam, że jestem z BdPN w konflikcie z powodu budowy drogi technicznej – przyznaje Andrzej Lenart. – Ale jeśli owce cierpią w ramach eksperymentu, to chyba coś jest nie tak.

foto: Mirosław Piela

20-08-2020

Udostępnij ten artykuł znajomym: