SANOK / PODKARPACIE. W ostatnich dniach do zbiorów Muzeum Historycznego w Sanoku trafiły niezwykłe dokumenty. Są to cztery przywileje dotyczące Leska, w tym najstarszy zachowany przywilej lokacyjny dla miasta, wydany 14 września 1477 r. przez braci Kmitów.
W przywileju tym Jan, Piotr, Stanisław i Andrzej Kmitowie z Wiśnicza – dziedzice na Sobniu – powtórzyli nadanie miastu prawa magdeburskiego i określili prawa i obowiązki mieszczan.
Kolejny dokument wystawiony został 9 grudnia 1490 r. w Piotrkowie przez króla polskiego Kazimierza Jagiellończyka. Jego mocą król nadał miastu prawo odbywania dwóch jarmarków dorocznych: w niedzielę przed Zielonymi Świętami i w dzień św. Idziego oraz targów tygodniowych w czwartki.
Trzeci przywilej, wydany w Krakowie 27 marca 1546 r. przez Zygmunta I Starego, zezwala na utworzenie cechu rzemieślniczego w Lesku i reguluje wszystkie kwestie związane z przynależnością cechową – inaczej mówiąc, jest to statut cechowy. Jego zapisy wzorowane są na podobnym dokumencie dotyczącym rzemieślników wydanym dla Przemyśla.
Ostatni z dokumentów to przywilej wydany przez króla polskiego Zygmunta III Wazę w 1624 r. – wymaga jeszcze przetłumaczenia i opracowania.
Trzy pierwsze dokumenty są znane, a ich treść została opublikowana przez wybitnego badacza dziejów ziemi sanockiej śp. doc. Adama Fastnachta, w wydanej w 1988 r. pracy „Dzieje Leska do 1772 roku”. Przywileje te do wybuchu II wojny znajdowały się w archiwum miejskim w Lesku. Tuż po zakończeniu działań wojennych zostały wyrzucone i pozostawione bez opieki w stosie różnych papierów i akt obok leskiego ratusza. Zabezpieczył je mieszkaniec Sanoka – znajomy wspomnianego wyżej Adama Fastnachta. Docent Fastnacht zrobił z nich odpisy i opracował naukowo. Przez długie lata, te uratowane od zniszczenia królewskie pergaminy, prawdopodobnie zapomniane, spoczywały wśród książek i dokumentów ich znalazcy. Po jego śmierci – dzięki spostrzegawczości i dużemu zrozumieniu dla pamiątek historycznych, jakie wykazała spadkobierczyni – archiwalia te, o bardzo dużej wartości naukowej, znalazły się tam, gdzie ich miejsce.
Wiadomo też, że taka byłaby wola człowieka, który uratował je przed zniszczeniem.
Historia ta pokazuje, jak wiele zaskakujących odkryć można zrobić porządkując rodzinne pamiątki spoczywające w szafach, szufladach, piwnicach i na strychach.
Andrzej Romaniak
Muzeum Historyczne w Sanoku