REKLAMA

Zwycięzcą jest… Facebook. Media społecznościowe wygrywają dla nas wybory

Obserwuję scenę samorządową od wielu lat. Samych burmistrzów Sanoka przeżyłam już sześciu. I mam nadzieję, że jeszcze kilku przeżyję, ale w tym felietonie nie chodzi o stanowisko burmistrza Sanoka, ale o sprawowanie władzy samorządowej na przestrzeni lat.

Jeszcze kilkanaście lat temu wyborcy wybierali wójta, burmistrza, czy prezydenta obserwując rzeczywistość. Oczywiście zdarzało się, że w niektórych gminach rządzili „wieczni” włodarze, bo prawda jest taka, że „lubimy piosenki, które już znamy”, ale w pewnym momencie ich czas się skończył. W ostatnich latach z reguły stawiono na młodość kandydatów, choć były od tego wyjątki. Wyborcy uznali, że czas na młodych ludzi. Nie przeszkadzał im brak doświadczenia w samorządzie, liczyły się dobre chęci, które kandydaci deklarowali przede wszystkim w mediach społecznościowych.

Ostatnie wybory pokazały, że kto „umie w Internety”, może pojawić się w mieście jak Nikodem Dyzma i wygrać wybory samorządowe, mając nikłe pojęcie o samorządności, o takich prostych czynnościach jak dekretowanie pism nie wspominając.

To jednak nie może dziwić osób, które pamiętają Stana Tyminśkiego i jego czarną teczkę. Człowiek znikąd, pojawiający się, by naprawiać jakoby świat to stały element bajek i kultury masowej. Wystarczy wspomnieć westerny z czasów złotej ery tych filmów. Samotny jeździec, wymierzający sprawiedliwość i odjeżdżający ku zachodowi słońca to obraz, który wrył nam się w pamięć. Ten obraz wzięliśmy za dobrą monetę, ale to ułuda.

Problem jednak w tym, że obecnie samotny jeździec nie jest samotny, bo często stoją za nim grupy interesów, które przygotowują teren pod jego przyjście. Bywa, że emisariusze chodzą jak domokrążcy po ludziach z tzw. nazwiskami, oferując im stanowiska lub inne profity. Bywa tak, że na ten lep ktoś się złapie. Samotny jeździec nie odjeżdża więc już w siną dal, tylko urządza się wygodnie na niwie samorządowej, oczywiście odpłacając się w miarę możliwości swoim mocodawcom. Ponieważ nie może iść na rympał, bo na przeszkodzie stoi jakby nie było prawo, czasami dochodzi do zgrzytów, ale z reguły są to kłótnie w rodzinie. Zresztą prawo w Polsce jest po to, by je sprytnie omijać.

Nawet Państwo nie wiecie, jak dzisiaj łatwo jest zdobyć władzę w niedużej gminie. Wystarczy zebrać grupę interesu, dobrze by pojawiły się w niej znane nazwiska, mieć trochę kasy, wbrew pozorom wcale nie są to duże pieniądze, i dobrą znajomość social mediów oraz PR. Skok na budżet gminy nie jest wtedy trudny. Z tego powodu w gminach będziemy mieć na wielką skalę zalew kandydatów-wydmuszek, a następnie wójtów-wydmuszek lub burmistrzów-wydmuszek. W dużych miastach do gry włącza się polityka, więc wyborcy głosują głównie według własnych preferencji politycznych, co nie znaczy, że wybierają najlepszych kandydatów.

Już po wyborach, wyborcy obserwują jeźdźca znikąd głównie przez pryzmat mediów społecznościowych, w których ten uśmiechając się promienne do kamery lub zdjęcia, pokazuje jaki jest mądry, wysportowany, pracowity. Słuchają jego słów, jak dobrze dzieje się w gminie. I wierzą. Rzeczywistość przestała się liczyć. Nie zauważają, że miasto jest zadłużone, zaniedbane, brudne, że nie remontuje się dróg, nie buduje chodników, źle funkcjonuje np. komunikacja, czy miejskie spółki. Czasami jakiś wołający na puszczy wytknie w social mediach to i owo, wtedy wydmuszka reaguje gasząc pożar. Bez planu, bez wizji, bo liczy się tylko „pijar”.

Wójtowi, czy burmistrzowi-wydmuszce wydatnie pomaga w tym kreowaniu złudnej rzeczywistości budżet gminy. Pod płaszczykiem promocji samorządu terytorialnego i jego zadań, tak naprawdę wydmuszka promuje własną osobę. A że „lubimy piosenki, które już znamy” efekt może być tylko jeden: jeździec znikąd w kolejnych wyborach jest już jeźdźcem stąd. W ten sposób media społecznościowe wygrywają dla nas wybory.

Dorota Mękarska


foto: grafika poglądowa

17-09-2021

Udostępnij ten artykuł znajomym: